Kto z nas nie słyszał o Paryżu? Chyba nie ma takiej osoby na całym
świecie. Słynne miasto, zwane miejscem idealnym dla zakochanych, miastem
miłości, zabawy i życia. Tak. Co jak co, ale to święta prawda. Mimo że
nie miałam okazji jeszcze poznać paryskich ulic i zakamarków, mam
nadzieje, że niedługo uda mi się zrealizować moje podróżnicze marzenie.
Tymczasem, chciałabym przenieść siebie i Was w świat Paryża, stworzony
przez Woodiego Allena.
CZYTAJ WIĘCEJ >>
Film “O północy w Paryżu” miał swoją premierę wiosną zeszłego roku, natomiast do polskich kin zawitał dopiero latem, 26 sierpnia. Opowiada historię dwójki młodych ludzi, dopiero co zaręczonych, którzy wraz z rodzicami dziewczyny, udają się na wycieczkę do Paryża. Aspirujący na pisarza Gil, widzi w tym mieście pokłady niesamowitej energii, których jego ukochana Inez nie potrafi dostrzec ani zrozumieć.
Kiedy młodzi zakochani spotykają w tym czarującym miejscu starą
miłość Inez, Gil stara się za wszelką cenę przebić Paula w jego
anegdotkach i spostrzeżeniach. Wiele zabawnych dialogów i scen może
odnaleźć widz w przekomarzaniu się bohaterów. W ostateczności zaręczeni
oddalają się od siebie – Inez spędza czas z dawną miłością, natomiast
Gil szukając inspiracji do swojej powieści, w spowitym nocą Paryżu
trafia na ciekawe osobistości świata literatury (swoich własnych idoli),
którzy przecież od dawna nie żyją (a przynajmniej fizycznie)!
Woody Allen, jak wiadomo jest mistrzem w swoim fachu, wirtuozem kina,
tak więc i tym razem zaskakuje widza przedstawiając mu niesamowitą i
jakże czarującą podróż w czasie. Przenosi Gila do czasów Paryża lat 20, o
których marzył bohater. Trafia on na Fitzgeraldów, Zeldę i Scotta,
małżeństwo amerykańskich pisarzy, spotka Hemingwaya – mistrza nad
mistrzami, który poznaje go z Gertrude Stein – również amerykańską
pisarką. Pomaga mu ona odnaleźć jego własną wenę literacką i styl. Gil
ma zaszczyt spotkać również Pabla Picassa, Paula Gauguina czy Salvadora
Daliego – znakomitych malarzy. Wszystko to wydaje się bohaterowi bajką i
spełnionym snem, a na dodatek, poznaje piękną Adrianę i zakochuje się.
Dzieło Allena, kończy się dość sentymentalnie – co nie znaczy, że
źle! Gil i Inez rozstają się (bohaterka wraca do ukochanego sprzed lat),
natomiast Gil poznaje piękną mieszkankę Paryża, która podziela jego
miłość do tego tryskającego magią miasta. Bohater, dzięki swojej
wycieczce w zaświaty, dostrzega, że każdy ma swoją ukochaną i wymarzoną
belle époque, i prędzej czy później odkryje, że jest nią własna
teraźniejszość. Warto zwrócić uwagę, że osoby które nie są na tyle obyte
ze sztuką, nie będą kojarzyć nazwisk znanych postaci ze świata
literatury czy malarstwa, będą po prostu nudzić się filmem.
Wiele osób może zarzucać reżyserowi, że odchodzi od swoich “lat
świetności” i najlepszych filmów, jednak mimo wszystko uważam, ze filmy
Allena to filmy Allena i nic nigdy tego nie zmieni, bo to co robi ten
człowiek, to czysta kinowa magia. I to się czuje.
W obsadzie filmu nie zabrakło oczywiście wielkich gwiazd i
osobistości, o których aż wstyd nie wspomnieć. Zacznijmy od głównego
bohatera – Owena Wilsona – jak dla mnie jeden z tych aktorów, którym
nigdy buzia się nie zamyka. Przynajmniej zawsze odnoszę takie wrażenie,
kiedy oglądam film z jego udziałem. Jest tak fantastycznie autentyczny w
tym co robi, jak gra, jak mówi, że trudno go nie lubić. I tym bardziej
właśnie, jest mi ciężko uwierzyć, że w 2007 roku próbował odebrać sobie
życie. Nie wiem co nim kierowało, ale całe szczęście, że przeżył i może
jeszcze nas zachwycać swoim talentem (dla zainteresowanych polecam film
“Marley i ja” z jak dla mnie przegenialną rolą dwójki głównych
bohaterów; o filmie na pewno kiedyś wypowiem się na blogu
). Rachel McAdams to Inez, narzeczona Gila. Mimo że jest uroczą
aktorką, znaną z kilku naprawdę fajnych obrazów kinowych, to uważam, że
mało jej było na ekranie. To i tak nie zmienia faktu, że jest dobra w
tym co robi. Marion Cotillard, laureatka Oscara, grała Adrianę, kochankę
Picassa. Świetna, czaruje widza swoją naturalnością i urokiem, warto
obejrzeć ten film choćby z tego względu, by zobaczyć jej talent na
ekranie. Według mnie na zasłużone i gromkie oklaski zasłużył Adrien
Brody odgrywający rolę malarza Salvadora Daliego. Po prostu uroczy,
zabawny i dziwny, taki jaki był Dali ze swoimi nosorożcami.
Tak więc reasumując, jak dla mnie film wart obejrzenia i będę go
bronić przed jakimikolwiek atakami z każdej możliwej strony. Mam
nadzieję, że kogokolwiek udało mi się zachęcić do obejrzenia filmu, i że
w najbliższym czasie również uda mi się coś zrecenzować i napisać swoje
spostrzeżenia. Jest to mój pierwszy wpis na założonym blogu, więc mam
nadzieję, że w przyszłości jakoś się rozkręcę i uda mi się zdobyć choć
trochę czytelników i przychylności. Pozdrawiam i życzę dużo ciepła na nadchodzące dni :)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz